Archiwum maj 2005


maj 03 2005 7
Komentarze: 0

16 lutego... Ostatnia notka... Pamiętam, to była środa. Jeszcze wierzyłam. Wiara ta legła w gruzach po rozmowie z Tobą. Nie. Po prostu, "nie".

W międzyczasie bywało lepiej i gorzej między nami, pamiętam naszą ostatnią kłótnię, 14 kwietnia... :

I przestałam już nawet marzyć, że kiedykolwiek poczuję Twoje ciepło tak... prawdziwie, tak dla siebie.

Ostatni piątek, godzina... 21? 22?

- Już wychodzisz?
- Tylko na chwilę.
Podszedłeś do mnie, blisko, tak blisko jak nigdy. Nachyliłeś głowę do mojej szyi mówiąc "to nie bierz kurtki..."
- Dlaczego?
- Nie bierz kurtki...
Poczułam jak liżesz moją szyję O_O

Wyszłam, usiadłam na murku, S. poszła ze mną. Płakałam, sama nie wiem dlaczego. Przyszedłeś po jakichś pięciu minutach.

- Ja Cię nie kocham, ja Cię pożądam, to są dwa różne światy... Znienawidź mnie, zasługujesz na kogoś lepszego, ja nie chcę żebyś przeze mnie płakała, a ja potrafię Cię tylko ranić, chociaż tego nie chcę... Ty jesteś doskonała, ja się zachowuję jak skończony skurwiel, nie możemy się po prostu... lubić?... Znajdziesz kogoś innego...
- Nie chcę kogoś innego...

Błędne koło. W końcu wstałeś, poszedłeś, nie zapomnę jak te wszystkie mordy spojrzały na mnie ze zgrozą, że tak Cię wkurwiłam.

Poszłam stamtąd. Siedziałam około pół godziny pod Kwiaciarnią "Casablanca" (?), siedziałam i płakałam, tylko to mogłam zrobić.

Kiedy wróciłam, zobaczyłam, że siedzisz sam. Podeszłam.
- Nie każ mi robić czegoś, czego nie mogę... Ja nie chcę tak...

Nawet nie wiem, kiedy się do mnie przysunąłeś, nawet nie wiem, kiedy ja się do Ciebie przytuliłam. Nawet nie wiem, kiedy zaczęliśmy się objemować, nawet nie wiem, kiedy poczułam Twoje usta...

Może i dla niektórych wstydem byłoby się przyznać, ale dla mnie nie jest. To był mój pierwszy pocałunek. Tak, dopiero teraz. Wtuliłam się w Twoją szyję, to wszystko było dla mnie jak film. Całowałeś mnie w usta, szyję, ręce... Nigdy nie byłeś tak blisko mnie, kiedy Ty chciałeś, ja nie chciałam, kiedy ja chciałam, Ty nie chciałeś, mijaliśmy się tak... Do piątku... Do końca byliśmy razem, aż zapytałeś, czy wychodzimy. Wyszliśmy.

- Dlaczego jesteś smutna?
- Nie jestem...
- Przecież widzę.
- ...
- Myślisz że jutro tak nie będzie, tak?
- Tak.
- Będzie.

Nie uwierzyłam, dopóki nie spojrzałam Ci w oczy. Było w nich coś, co kazało mi w to ślepo uwierzyć. Nie wiem, jak określić to, co zobaczyłam, jakaś... stanowcza powaga? poważna stanowczość? zdecydowanie? pewność?... Nigdy tak na mnie nie patrzyłeś...

- I pojutrze tak będzie... I popojutrze, i popopojutrze też...

Wtedy znów się do Ciebie przytuliłam, całą drogę szliśmy objęci, pamiętam, zatrzymaliśmy się niedaleko mojej szkoły, całowaliśmy się, długo, jechał jakiś samochód i zaczął trąbić... Później koło mojego bloku, później pod moją klatką, a później kiedy już zadzwoniłam domofonem, zawróciłeś, podszedłeś do mnie i pocałowałeś mnie... Ostatni raz...

Mówiłeś, że tak będzie, nie jest tak, "po trzeźwemu to by się nie stało". Gdzieś w głębi siebie wiedziałam, że nie powinnam wierzyć, może dlatego przyjęłam to tak, a nie inaczej. Chciałam płakać żeby sobie ulżyć, ale jak na złość nie umiałam uronić ani jednej łzy, dopóki następnego wieczoru nie zadzwoniłam do Ciebie...

- Żałujesz? Żałujesz, a ja nie żałuję, i dziękuję za miły wieczór. Chciałam tego, wiesz? Chociaż wiedziałam że tak się skończy.
- Ja też tego chciałem, oboje chcieliśmy mieć siebie przez chwilę, ale nie kontrolowałem tego, przepraszam...

Znowu przepraszasz, nie przepraszaj mnie!

To już się nie zdarzy, ale nigdy nie zapomnę tych pocałunków, Twojego dotyku, Twojego ciepła, Twojego oddechu na sobie i Twojego "będzie"... Nie zapomnę, jak całując się, patrzyliśmy sobie w oczy, nie zapomnę, jak trzymałeś mnie za rękę, nie zapomnę Twojego spojrzenia, nie zapomnę Twoich ust, rąk, ramienia, w które tak polubilam się wtulać...

Niejeden pocałunek jeszcze czeka mnie w życiu, ale tych Twoich nie zapomnę nigdy, rozumiesz? Nie zapomnę, chociaż wiem, że nigdy nie będziemy razem, nigdy nie będzie czegoś takiego jak "my"...

her_strange_life : :